Kilka miesięcy po ślubie Ady i Tima, (kto nie widział, niech koniecznie klika tutaj) spotkaliśmy się ponownie. Po serii upalnych spotkań tym razem było zupełnie inaczej, jesień uderzyła w pełni dżdżystą mocą. Nie żebym jakoś specjalnie z tego powodu ubolewał, kto mnie zna ten wie, że dla mnie mgły i siepiącego deszczu nigdy za wiele. Pociąg do takiej pogody i zdjęć tylko w takie dni zazwyczaj hamuje empatia, zwłaszcza dla panny młodej w sukni z odkrytymi ramionami. Może zatem nie jest to najlepsza pora na zdjęcia (choć trzeba przyznać, że Ada była dzielna!), niemniej dla mnie nie ma nic piękniejszego niż burzowe chmury, miękkie światło i mokry bruk. Jakoś czułość lepiej mi wybrzmiewa w łagodnych tonach i bez nadmiernych kontrastów.